To jest sekcja naszego bloga, która zdecydowanie będzie rozwijana poprzez różnego rodzaju artykuły, publikowane we wpisach. Nie sposób przecież opisać ogarów polskich za jednym razem i kiedykolwiek postawić kropkę! Każdy z poruszonych punktów to właściwie materiał na rozległy wpis, którego możecie wyczekiwać tu w przyszłości. 😉 Ba, na mini-książkę! I co ważne, my wciąż poznajemy te psy. I każdego dnia zaskakują nas czymś nowym! 🙂
Dlaczego ogar? Bardzo subiektywnie
Na tak postawione pytanie – też moglibyśmy napisać książkę. Jednak, narzucając sobie pewne ograniczenia słowotokowe, postanowiliśmy odpowiedź nieco streścić.
Samo poznanie rasy przez nas było dość osobliwe – wynik quizu w internecie („Jaki pies do Ciebie pasuje?”). Opis był przekonujący i sprawił, że Kasia przeczytała o ogarach cały internet. No, co tu dużo ukrywać – internet, jak to internet – nie przedstawia pełnej perspektywy. Generalnie – wychodziła laurka psa, no ideał. Jak się pokopie głębiej – okazuje się, że nie jest tak kolorowo. Mało tego! Nawet jak przeczytacie już o jakiś problemach i na podstawie doświadczeń z innymi psami uznacie „dobra, ogarniemy” – to nie jest takie pewne. My byliśmy przekonani, że ten upór zniesiemy na luzie. Czy to, że szczeniaki czasem nie chcą nigdzie chodzić. Nie. Nie mieliśmy zielonego pojęcia o skali problemu (nie, nie dotyka on wszystkich, ale my wygraliśmy w loterii). Kochamy ogary polskie takimi, jakie są. Z ich zaletami i wadami (a decyzja o własnym ogarze była podjęta nie na podstawie laurek, a mimo tego, że dokopaliśmy się do tych ciemnych stron, o których hodowcy i miłośnicy rasy czasem nie mówią głośno, być może dlatego, że w tej samej loterii szczęśliwie nie wygrali :D). I to chyba pozwoliło nam przetrwać, choć czasem spacer sprawiał, że chciało nam się wyć. Byliśmy wykończeni – fizycznie i psychicznie. Ale już jest dobrze. Czy dziś, wiedząc o wszystkim, co przeszliśmy i mogąc cofnąć czas – wybralibyśmy Forysia? TAK. Bez cienia zawahania. Mimo przeciwności – on po prostu był nam pisany (uważamy, że to odwlekanie decyzji o ogarze przez 4 lata i przygotowywanie się na jego zaproszenie do wspólnego życia było spowodowane tym, że po prostu musieliśmy poczekać właśnie na niego). Jesteśmy jak puzzle z jednej układanki. Z czasem te pokonane przeciwności bledną i zaczyna wydawać się, że nie było aż tak źle. 😀 Ale było. Serio. Nadal mamy sporo do ogarnięcia i przepracowania, ale to jak bardzo jesteśmy wpatrzeni w niego bardzo pomaga.
My, na podstawie obserwacji ogarów, które poznaliśmy – możemy przyznać rację artykułom, głoszącym, że są to psy leniwe, mimo że myśliwskie. Kiedy to piszemy – Foryś właśnie poprawia swoją pozycję na kanapie. Do góry kołami, wiadomo. ALE! Nie oznacza to, że nie potrzebują ruchu, aktywności i pracy. POTRZEBUJĄ! I choćby przewalały się na tej kanapie w najlepsze – naszym obowiązkiem jest zapewnić im ruch nawet wtedy, gdy uciążliwie się o niego nie dopominają. Jeśli rozważasz zakup ogara, bo przeczytałeś, że to właśnie leniwy kanapowiec i nie będzie trzeba z nim za dużo robić – szukaj dalej. To jedna z dość częstych przyczyn, dla których później trzeba ogarowi znaleźć nowy dom. A po co to Tobie i jemu?
Foryś niezbyt często ma ciąg kilku dni bez długich spacerów bez smyczy i zabawy z innymi psami. W sumie to miał takie może ze 2-3 dni, kiedy świat wokół zwariował i zwyczajnie musieliśmy więcej uwagi na chwilę przenieść poza świat forysiocentryczny. I po tym czasie, w nocy, nasz leniwy kanapowiec dotkliwie dał nam znać: „ej, wyspałem się! Bawmy się! Róbmy coś! Chodźmy gdzieś, będzie fajnie!”. To dobra nauczka, bo my lubimy się wyspać w nocy. 😀 I naprawdę, jeśli świat nie płonie – najważniejsze jest ogarnięcie wszystkich potrzeb psa, a nie tylko tych podstawowych jak spacer na sikupę, czy miski z wodą i jedzeniem.
W każdym razie – tak. Jak już się wybiegają, wywęszą i pobędą aktywnymi psami – w domu zajmą tyle miejsca, by się położyć. Najlepiej na kanapie. Albo łóżku. Przylegając możliwie dużą powierzchnią ciała do swojego człowieka. A najlepiej wszystkich domowników na raz. Foryś jest przylepą, która domaga się głasków, miziania, przytulania i buziaków. Czytaliście, że psy nie lubią przytulania i buziaków? Jemu to powiedzcie. Zdziwi się. I nie jest w tym względzie wyjątkowym ogarem. To straszne pieszczochy są!
Ogar to nie jest pies, który ma właściciela. On ma przewodnika, kumpla, a nie „boga”, który dysponuje miską. Swoją drogą – ogar (gdyby musiał) naprawdę dobrze sam by sobie poradził – bez człowieka i miski. To samodzielna bestia jest. Trzeba włożyć dużo pracy w budowanie relacji z ogarem, bo mamy tu do czynienia z ogromną niezależnością (dlatego najpierw postaw na budowę relacji, a nie naukę bezwarunkowego posłuszeństwa). Nic dziwnego, w końcu był hodowany od lat w sposób, który miał gwarantować samodzielne podejmowanie decyzji. Stąd też ponadprzeciętna inteligencja. Nie przejawia się ona jednak w milionie sztuczek (których, swoją drogą, ogary uczą się błyskawicznie: pif paf zajęło nam 4 minuty, daj łapę – jedno powtórzenie i na razie nie wzmacniamy dalej, bo nas bije). To inteligencja skierowana w swoim kierunku. Czyli: „jak zrobić, żebym JA był zadowolony”. Współpraca z człowiekiem musi mu się opłacać – „przekonaj mnie, że warto”. Ogar nie przyjmuje świata takim, jaki jest bez cienia wąpliwości. Tu jednak trzeba podkreślić, że niezależność nie oznacza, że nie potrzebują kontaktu z człowiekiem. Tym bardziej potrzebują! Tak, jak wspólnych wyzwań. To właśnie dzięki tym małym i dużym wyzwaniom możemy z ogarem zbudować więć nie do rozerwania.
To nigdy nie będzie demon prędkości, jak chart. Za to ogary są bardzo wytrzymałymi długodystansowcami. Długie wędrówki nie są im straszne – to bardzo przydatna cecha dla ludzi, którzy chętnie lądują z psem na górskich szlakach (czyli dla nas :D). Mogą towarzyszyć w dalekich wyprawach, a i pod górę czasem na szelkach pomogą podejść (i to docenia Kasia :D).
Może zdarzyć się, że ogar nie będzie szedł przez życie jak burza, jak np. labrador czy bokser. Czasem trzeba przepracować ich małe-wielkie strachy, połączone ze wspomnianym już uporem maniaka. Ale za to jaką ma się później satysfakcję z najmniejszego sukcesu… 😉 Zdarza się, że ogary są dość lękliwe i ostrożne.
Podsumowując nasze spojrzenie na rasę – odpowiedź na pytanie „dlaczego ogar polski?” moglibyśmy przedstawić w kilku punktach:
- Bo są w piękny sposób niezależne, wolne.
- Bo są przyjaciółmi wszystkich przyjaciół.
- Bo są szalenie inteligentne.
- Bo nie sposób nie zakochać się w tych oklapniętych uszach i mądrym, trochę smutnym spojrzeniu.
- Bo mimo wszelkich trudności – nie potrafimy dziś wyobrazić sobie innego psa u naszego boku.
- Bo to ciche psy, które nie ujadają bez potrzeby, a kiedy już postanowią zabrać głos – ich szczekanie brzmi przepięknie. Określenie „ogarowe granie” nie wzięło się znikąd. 😉
- Bo ogara ma się takiego, jakiego się wychowało – te słowa Magdy Musiał, naszej hodowczyni, na zawsze zapadły nam w pamięć.
Kilka słów o historii
Ogar polski wywodzi się od psów św. Huberta. Jest to pies myśliwski, gończy.
O przedstawicielach rasy możemy znaleźć wiele wzmianek w literaturze polskiej. Pojawiły się już w poemacie Tomasza Bielawskiego „Myśliwiec” czy w „Żywocie człowieka poczciwego” Mikołaja Reja. Pierwszy traktat naukowy, poświęcony ogarom ukazał się w 1608 roku („O psach gończych i myślistwie z nimi”) – w pełnej formie został wydany 10 lat później pod tytułem „Myślistwo z ogary”.
Istnieją przypuszczenia, że psy w typie ogarów były znane już od XIV wieku i aż do XVIII ogary były szalenie popularne na terenach Polski (cenieni towarzysze myśliwych). Niestety, zubożenie szlachty doprowadziło niemal do całkowitego wyginięcia ogarów. No cóż, pies królów przestał być potrzebny…
Na szczeście w 1959 roku rekonstrukcji rasy podjął się Piotr Kartawik i przywrócił nam te wspaniałe, polskie ogary. Sprowadził on z Litwy trzy psy i założył hodowlę „Z Kresów”. Pod koniec lat 60. praca hodowlana Piorta Kartawika została przerwana jego tragiczną śmiercią.
Na przełomie lat 70. i 80. XX w. wyodrębniono Gończego polskiego, który wcześniej znany był jako ogar Pawłusiewicza.
Wzrost populacji rasy nastąpił ponownie w latach 90. Myśliwi prowadzili hodowle skupione zarowno na wyglądzie ogara, jak i na jego walorach użytkowych. Dziś widzimy ogary polskie coraz częściej również w miastach, gdzie towarzyszą swoim rodzinom. I choć sprawdzają się w tej roli świetnie – jeśli chcemy, by nasz pies był szczęśliwy, należy pamiętać i po prostu ZAWSZE mieć z tyłu głowy, że jest to pies myśliwski. I zgodnie z tym zapewniać mu to, czego potrzebuje. Stałe wepchnięcie go na kanapę z kokardką przy obroży nie wchodzi w grę.
Jakie są ogary?
W każdej rasie psów zdarzają się wyjątki. Ostatecznie pies to indywidualna istota. 🙂 Każdy ogar, który stanął na naszej drodze jest inny. W rodzinie mamy dwa: są jak ogień i woda. Foryś to rozmarzony romantyk, a Luna to wulkan energii. Jednak jeśli mielibyśmy opisać ogary całościowo – wymienilibyśmy takie cechy jak: spokojny, zrównoważony, towarzyski, inteligentny i baaaardzo uparty. Te małe bestie naprawdę wiedzą, czego chcą. Mało tego! One całkiem nieźle kombinują, jak to osiągnąć. 😉
Ogary zostały stworzone do polowania w grupie – potrzebują zarówno kontaktu z innymi psami, jak i z człowiekiem. Co do zasady, dobrze dogadują się z dziećmi, choć należy pamiętać, że są to duże psy. I tak to już jest, że ani psom (żadnej rasy i wielkości), ani dzieciom – w pełni ufać nie można. W skrócie oznacza to tyle, że kontakty powinny być nadzorowane przez dorosłych, zawsze. Taki ogar swoim rozmiarem całkiem nieświadomie może zrobić małemu człowiekowi krzywdę.
W internecie przeczytacie, że ogary nie są agresywne i dogadują się z innymi zwierzętami. Tu trzeba jednak to troszkę przefiltrować. To nie jest tak, że ogar pokocha każdego psa i zawsze. Dorosły pies może nie chcieć być przyjacielem wszystkich… Zdarza się, że chcą bronić swoich ludzi czy psich przyjaciół. Niestety, pojawia się coraz więcej psów niepewnych siebie, lękliwych. Te psy swój strach czasami wyładowują na słabszych. Pocieszające jest jednak to, że odpowiednia praca i zapewnianie psu dobrych bodźców zawsze może przynieść efekty. 🙂 Pamiętajmy jednak, że ogar to nie jest pies-maskotka, a naprawdę charakterny zwierzak. Jeśli chcesz mieć u swojego boku totalną przytulankę, to zamiast do hodowli – skieruj swoje kroki do sklepu z zabawkami.
Foryś i Luna póki co są przyjaciółmi wszystkich. I do nich te internetowe opisy pasują. Choć słyszymy często od właścicieli ogarów, że Foryś dopiero dorasta i trzeba uważać (cokolwiek to znaczy), by tak pozostało – bo wcale nie musi tak być. Wbrew opisom na Wikipedii. 😉 Jest trochę osiedlową ciapą, a na atak odpowiada szybkim chowaniem się za naszymi nogami (nawet, jeśli agresorem jest pinczerek). Robimy wszystko, co w naszej mocy, by tak pozostało. Chociaż i ta ciapa zdziwiła nas już trzykrotnie. O ile na osiedlu, gdzie zna psy, jest fajtłapką i kumplem, o tyle labradora, którego nie miał niestety przez pandemię okazji poznawać intesywnie od małego – stanowczo odgania od swoich rzeczy. I choć przewidujemy, że będzie spędzał z nim różne wakacje – raczej nie spuszczamy chłopaków z oka, kiedy są razem. Innemu psu w parku z kolei stanowczo dał do zrozumienia, że nie akceptuje warczenia na swoją ukochaną przyjaciółkę-charciczkę. A jeszcze innego goldena pogonił przy „drzewku smaczków” na łące nieopodal domu. Bez agresji, ale zwyczajnie nie pozwolił mu się zbliżyć do drzewa, na którym zazwyczaj układamy mu smaczki i ćwiczymy równowagę.
Generalnie – w stosunku do ludzi są łagodne i nie należy pokładać nadziei w tym, że będą to psy obronne. Pilnują swojego terenu, ale wtragnięcie obcego raczej ogłoszą szczekaniem. Foryś ogólnie uwielbia dźwięk domofonu czy dzwonka do drzwi. Nie wiedzieć czemu, bardzo chciałby witać wszystkich u siebie. Nie stanowiło (jeszcze) nigdy problemu pojawienie się u nas gości.
Dobrze sprawdzają się zarówno w domu z ogrodem, jak i w bloku. Ich olbrzymią zaletą jest fakt, że są dość ciche – raczej nie szczekają z byle powodu i nie doprowadzają sąsiadów do furii. A jak już szczekają, to ładnie to brzmi. 😉 My znowu tutaj ponarzekamy na pandemię: Foryś zostawał w domu sam na dłużej tylko na początku, teraz w dużej mierze zawsze jest z kimś. I to nasz błąd. Teraz wychodzimy bez niego na troszkę, żeby się przyzwyczaił – jak świat wróci do normy, będzie musiał to umieć. I tu ta cichość trochę szwankuje. Wiemy, bo mamy kamerę z mikrofonem i go podglądamy/podsłuchujemy. Niestety, jak już Kong jest wylizany – zaczyna się popiskiwanie w stronę drzwi albo pukanie łapą do zamkniętej sypialni. Nie są to mega głośne dźwięki, ale i je trzeba z czasem wyeliminować, bo nas sąsiadka udusi, biorąc pod uwagę, że zaczyna krzyczeć, jak ktoś za głośno przejdzie korytarzem… 😉 Na szczęście mimo swojego marudzenia, wyraża ciepłe uczucia względem Forysia – głaszcze go i zachwyca się nim, kiedy się mijamy – może jakoś obdarzy nas odrobiną cierpliwości w trakcie nauki zostawania (trzymajcie kciuki!). 😀
W domu ogary bywają wielkimi leniuchami. Dobrze wpasowują się w kanapę. W przeciwieństwie do aporterów – w ich spectrum rzeczy nadających się do noszenia w pysku jest stosunkowo niewielkie. Oznacza to tyle, że telefon czy pilot, leżące na kanapie, z dużym prawdopodobieństwem ich nie zainteresują. Choć zdarzają się wyjątki, a wybuchy kanap, które są ich sprawką – mieliśmy okazję oglądać, na szczęście tylko na zdjęciach. Nie powinna nas jednak zwieść ta ich leniwa natura – potrzebują ruchu, biegania, kontaktów towarzyskich i pracy, w którą się zaangażują. A co poza domem? Niestraszne im nasze warunki pogodowe. Pada? Wieje? Śnieg z deszczem? Błoto? Żaden problem! A jeśli na spacerze spotka jakiegoś człowieka – chętnie podbiegnie się przywitać. W końcu to dodatkowa, potencjalna okazja do smaczków, głasków czy ogólnego uwielbienia.
I tu dochodzimy do podkreślenia: ogar w domu czy w bloku? BEZ RÓŻNICY. Ogród to dla żadnego psa, ogara również, nie jest miejsce do zaspokajania potrzeb – „wybiegania”, węszenia czy eksploracji. Jeśli uważasz, że mieszkając w domu z ogrodem możesz sobie darować spacery z psem – lepiej kup kota. Dla psa ogród to przedłużenie domu. Jeśli wychodzi na spacery, to nawet nie będzie w tym ogrodzie się załatwiał. Koniec kropka. Widzimy to także po Forysiu i Lunie. Dla nich pierwsze chwile na działce faktycznie pozwalają na wybieganie się. Lub jak na tej działce są razem – na zabawę. A co potem? Potem to jak w mieszkaniu w bloku. Położą się w ulubionym miejscu i o, tyle z wybiegiwania.
Co z wychowaniem? Ogarza niezależność sprawia, że nie są to najłatwiejsze psy do „ułożenia”. Lubią swobodę i dążą do sytuacji, w których ich będzie na wierzchu. Jeśli człowiek ma najmniejszą skłonność do niekonsekwencji i wiele psów nie zdołałoby jej nawet zauważyć – ogar nie dość, że ją dostrzeże, to bezlitośnie wykorzysta.
Od malucha trzeba stawiać na naukę posłuszeństwa (ale powtarzamy: najpierw relacja!) i mieć świadomość, że to nigdy nie będzie pies posłuszny bezwarunkowo. A przywołanie trzeba ćwiczyć do upadłego i zrobić wszystko, by się psiakowi wdrukowało, że ma wrócić (u nas – nauka trwa, jest raz lepiej, raz gorzej). I to nie jest tak, że nauczymy się tego, a potem 3 miesiące nie ćwiczymy wcale. Ćwiczymy zawsze. Na każdym spacerze. Pocieszającym jest, że ogary uczą się łatwo i chętnie. One doskonale wiedzą, co oznacza „do mnie!”. Schody zaczynają się w innym momencie. A mianowicie: nie zawsze są skore do wykonania prośby, zwłaszcza gdy mają już zupełnie inny, lepszy plan. Z pomocą przychodzą pozytywne wzmocnienia – różnego rodzaju smaczki, pochwały, głaski i zabawy. Co do zasady, ogary są dość żarłoczne i za smaczki mogą dużo zrobić. Kluczowe jest tu „co do zasady” – nasz Foryś na przykład poważnie się zastanowi, zanim uzna, że smaczek jest godzien trafienia do jego książęcego żołądka. Aha – decydując się na ogara nie licz, że po jednym gwizdnieciu czy komendzie „do mnie” on bezwarunkowo porzuci swoje plany i będzie do Ciebie biegł na złamanie karku. To nie owczarek. On musi przemyśleć. Spojrzy na Ciebie łaskawie (i tu już zaczynać się powinny krzyki „Super! Brawo! Dobry pies!”), jeszcze się rozejrzy, coś powącha i… podejmie decyzję, że w sumie jak wołasz, to może masz dobry powód i nagrodę. 😉
Ogary uczą ludzi opanowania i zachowywania zimnej krwi. Są szalenie wrażliwe na ton głosu i nasze emocje. Na nic nie zdadzą się wrzaski i nerwowe próby wywarcia presji.
Czy psie przedszkole i szkolenia dla ogara to nowomoda i niepotrzebny wymysł?
Absolutnie nie. To must have. Chyba, że naprawdę jesteś sztosem w szkoleniu psów. Ale nawet jak jesteś, to nadal warto. Choćby po to, żeby ktoś Ci zwrócił uwagę na coś, czego nie jesteś w stanie zauważyć (u Kasi na przykład to było dostawianie się do psa na komendę „do nogi” – choć takich przykładów mamy więcej). Dla nas dzień szkolenia to ulubiony dzień tygodnia. I nie dlatego, że nie ćwiczymy z psem poza zajęciami. Ćwiczymy, każdego dnia chociaż kilka razy, po parę minut. Ale szkolenie to moment fajnej zabawy, nowości, możliwości pogadania z dużo mądrzejszymi psiarzami od nas. 😉 Nasze trenerki to złoto. Nam polecono szkołę, my też już dwa psiaki do niej wkręciliśmy. I wszyscy zadowoleni. Tylko właśnie: ważne, by wybrać dobrą szkołę, doświadczone osoby. A nie trenera-behawiorystę-zaklinacza, który w życiu nie miał psa, a papier uzyskał po weekendowym kursie za 5 dych. U nas w decyzji przeważyła znajomość rasy, nawet hodowla ogarów w przeszłości. No i cóż można rzec – bez naszych trenerek bylibyśmy już siwi, a z metryki nie wynika, by to już był na to czas. Z anielską cierpliwością odpowiadają nam na miliony pytań. Wysłuchują naszych żali, a także ekscytacji w stylu wysyłka video z komentarzem: „Zobacz! Ściemnia się, jesteśmy blisko ulicy, a on idzie tak! Widzisz?! Rany jak się cieszę!”. Doradzają, kombinują, obserwują. Wysnuwają wnioski i sugerują drogi, które okazują się strzałem w 10. A gdy trzeba, to i opierniczą. 😉 Jeśli szukacie dobrej szkoły w Warszawie (dziewczyny pracują też w Żyrardowie, Skierniewicach i Grodzisku Mazowieckim) – zgłoście się do nas, a my Wam polecimy z najczystszym sumieniem Centrum Edukacji Kynologicznej ALTO. 🙂
Tu pragniemy podkreślić, że wybór psiego przedszkola NAPRAWDĘ musi być przemyślany. Jest BARDZO ważny. To nie może być miejsce, w które wpakujemy wrażliwego psa (bo ogary właśnie tak można określić) w tłum innych szczeniaczków, a sami zajmiemy się pogaduszkami. W przedszkolu muszą panować pozytywne wzmocnienia i pełna koncentracja na psach, ich mowie ciała, zachowaniu. To za żadne skarby nie może być miejsce, w którym ogara spotkają zbyt trudne sytuacje i w którym zrazi się do psich zabaw, zapamiętując je jako nieprzyjemne. Więcej na ten temat na pewno poruszymy w przyszłości we wpisie na naszym blogu. 🙂
Sierść i gluty
Tego Wam tak łatwo internety nie zdradzą. Ogary są szczególną rasą – linieją tylko raz w roku! Tyle tylko, że trwa to od stycznia do grudnia. My poważnie zastanawiamy się, jakim cudem Foryś nie jest łysy. Jego sierść jest wszędzie. Nawet na naszych talerzach. Czeszemy, czeszemy, czeszemy, układamy sobie z sierści małego ogara, a jak jedno z nas po godzinie od wyczesywania weźmie szczotkę – z wyrzutem do drugiego mówi „mówiłeś/aś, że go wyczesałeś/aś!”. A przeczytacie raczej, że sierść nie jest wyjątkowo kłopotliwa w utrzymaniu. No nie jest, nie wymaga szczególnych zabiegów, fryzjerów itp. No ale jest wszędzie. I raczej będzie. Podobno sa suplementy, które ograniczają linienie. Może kiedyś się skusimy i damy Wam znać, jak poszło. Obgadamy najpierw z weterynarzem (co i Wam zawsze polecamy). 😀
Drugą sprawą są gluty. Ogar i glut to jak pin i zielony. Nie mieści Wam się w głowie czyszczenie sufitu ze śliny psa? To powinno, jeśli chcecie ogara. Są te mniej śliniące się i te bardziej. Ślinią się jak węszą, jak jedzą, jak spacerują, jak się stresują itp. Gluty to strużki śliny, które zwisając potrafią bić rekordy długości, a po otrzepaniu się lądują wszędzie lub zdobią pysk psa, tworząc swoisty kaganiec. Doskonale przyklejają się do ubrania przed ważnym spotkaniem. Najlepiej ciemnego. I kurczowo trzymają tkaniny. Dobrze mieć awaryjną kreację – pro-tip! Być może będziecie mieli szczęście (dużo szczęścia) i traficie na nieśliniący się egzemplarz. Legenda głosi, że ktoś taki kiedyś widział.
Uszy
Ogary mają miłą aparycję. Wyglądają jak wiecznie smutne, głodne psy. Te proszące oczka i wiszące uszka… A skoro już przy uszkach jesteśmy – no właśnie, są wiszące. Kanał słuchowy nie jest wystarczająco wentylowany, a to droga na skróty do różnego rodzaju przypadłości i stanów zapalnych. Regularne sprawdzanie uszu ogara to podstawa! Musimy dbać o to, by były czyste. A jakiekolwiek niepokojące objawy, jak zabrudzenia czy wzmożone drapanie i trzepanie głową to bardzo jasny sygnał: pędź do weterynarza!
Ogólne zdrowie
W internetach przeczytacie, że ogary generalnie nie chorują. Są doskonale przystosowane do naszego klimatu, odporne i w ogóle. Znajdziecie wzmianki o powyższych uszach lub ryzyku entropii. Brzmi super! A jak jest w praktyce? Ano tak, że to nie są jakieś cyborgi ultradostosowane do życia w Polsce i nic im nie grozi. Tak jak każda inna rasa, mogą borykać się z rozmaitymi dolegliwościami. To nieprawda, że nie są narażone na dysplazję. Trzeba to kontrolować. Tak samo, jak każdy inny pies – mogą zachorować na nowotwór, borykać się z alergią i milionem innych przypadłości. Nasz na przykład ma niedoczynność tarczycy. A to wcale nie takie oczywiste u młodego psa.
Zakup lub adopcja psa zawsze może wiązać się z tym, że nasz przyjaciel pewnego dnia zachoruje. I będziemy musieli stawić temu czoła wraz z weterynarzem. I to kosztuje. Ale pies jest przecież członkiem rodziny – sam się do nas nie wprosił, a my jesteśmy za niego w pełni odpowiedzialni.
Decydować się na ogara?
Choć ubolewamy nad małą popularnością rasy, choć uważamy, że to najwspanialsze psy świata – nie polecilibyśmy ogara każdemu bez wyjątku. Decyzja o zaproszeniu psa do swojego życia powinna być bardzo przemyślana. Nieważne, jakiej jest rasy. Bo będzie nas zobowiązywać przynajmniej przez kilkanaście lat.
Ogar nie jest dla każdego. Jeśli nie jesteś w stanie poświęcić mu wystarczająco dużo swojego czasu i uwagi, odpuść. To nie działa tak, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. To musi działać w obie strony. Człowiek też musi być najlepszym przyjacielem swojego psa. A przyjaciele nas potrzebują.
Na tym blogu nie będziecie znajdować tylko laurki ogarów. Czasem będą to słodko-gorzkie obrazy codzienności. A to dlatego, że naszym zdaniem nie powinno się wybierać ogara polskiego tylko ze względu na liczne i całkowicie niezaprzeczalne zalety rasy, których możemy wymieniać mnóstwo. Ogara trzeba wybrać również ze względu na jego wady. Dopiero kiedy jesteśmy świadomi jednych i drugich (które z resztą pojmujemy subiektywnie – to, co dla jednych będzie zaletą, dla innych wadą) i z pełną odpowiedzialnością je akceptujemy – powinniśmy zainteresować się wyborem dobrej hodowli. I tym zdaniem zakończymy wywód o rasie, któremu z pewnością daleko do obiektywizmu. 😉