Nikt nie prosił, każdy potrzebował. Gdy tylko zobaczyłam zdjęcie zgłoszonego do testów w ramach TFD gadżetu – Kong Brush – nie zastanawiałam się ani chwili! Zgłosiłam się na testerkę w okamgnieniu. Tak jak uwielbiamy konga za szereg jego zalet, tak jego czyszczenie (zwłaszcza bez zmywarki) – nie należało do bezproblemowych. Teraz to się zmieniło!
Zabawka na jedzenie – Kong to nasze must have!
Od pierwszych chwil Forysia w naszym domu – mamy na stanie konga. Od razu wybrałam model XL Extreme i – rzeczywiście jest ekstremalnie wytrzymały. Nim się obejrzymy, a stukną mu u nas 4 lata, a on dalej ma się wyśmienicie. Dodam tylko, że zęby dorastającego ogara polskiego nie były dla niego przecież łatwym wyzwaniem! Teraz, do testów Kong Brush, dostaliśmy od Amiplay jeszcze jednego takiego zawodnika. No, to chyba pozamiatane – będą z nami na zawsze.
W domu, na spacerze i podczas treningów
Kong to zabawka, która pozwala się Forysiowi wyciszyć. Na dokładkę – doskonale mu się kojarzy, bo od zawsze dostawał w niej ukochaną mokrą karmę. Używamy Konga zarówno w domu, jak i na wyjazdach. Najczęściej właśnie jako sposób na relaks. Po wypełnieniu zabawki mokrą karmą wrzucam ją do zamrażalnika, a potem Księciunio zmaga się z wydobyciem z niej „lodów z mięsa” nawet przez godzinę. Nie muszę chyba dodawać, że potem śpi snem uczciwego psa przynajmniej drugie tyle? 😉
Mało tego! Kong był dla nas dobrym wsparciem w forysiowej nastoletniości, gdy trenowaliśmy przywołanie. Z daleka dostrzegał charakterystycznego bałwanka i pędził do nas ile sił w łapach. Pełnił też rolę gigantycznej nagrody, gdy przełamywaliśmy z Forysiem wielkie lęki przed… pójściem do parku, kiedy jeszcze obawiał się skręcić w prawo, zamiast w lewo. 😀 Tyle tylko, że na spacerach w środku jest karma nie poddawana zamrażaniu. Żeby było trochę łatwiej.
Blaski i cienie konga
Jednak, żeby nie było tak kolorowo – sama zabawka, choć ma niemal same zalety, ma też jedną drobną wadę: jej czyszczenie nie należy do najprzyjemniejszych. Zwłaszcza, gdy ma się psa, który nie wylizuje do cna wszystkiego zawsze (jak już zostanie jakiś kawałek zbyt mały, by wart był uwagi – Księciunio go zostawi). No dobra, może mycie nie nastręcza trudności nie do przejścia, jeśli zabierzemy się za nie od razu po ciamkaniu. Ale przyznaję się bez bicia: zazwyczaj odkładałam to na potem. A jak to potem przychodziło, to marudziłam pod nosem.
Sama zabawka nie ma skomplikowanych zakamarków. Ale otwór, przez który wkłada się pokarm – nie należy do dużych. Ręki z gąbką do zmywania do środka konga nie włożę. Ratowałam się wpychaniem do konga gąbki i wykorzystywaniem np. sztućców do szorowania dookoła. Albo starymi szczoteczkami do zębów. Zmywarką tylko na wyjazdach, bo w domu tego cudu techniki nie mamy. No, ale na szczęście w naszym domu zjawiła się ona: szczoteczka Kong Brush! I od tego momentu – wada konga przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
Silikonowy bałwanek przybył z odsieczą
Szczotka Kong Brush ma kształt klasycznej zabawki. Idealnie dopasowuje się do wnętrza każdego rozmiaru konga i ułatwia wymiatanie resztek pokarmu.
Silikonowe wypustki są dość miękkie, ale kształt robi robotę i szczotka naprawdę dobrze radzi sobie z czyszczeniem zabawki. Materiał jest łatwy w czyszczeniu (wypłukiwaniu), a to ważne, wszak rzecz, za pomocą której czyścimy zabawkę – również należy utrzymywać w czystości. Rączka szczotki z kolei została wzbogacona o plastikowe wypustki, dzięki czemu przedmiot dobrze leży w dłoni. Nawet, jeśli mamy do czynienia ze sporą ilością piany z płynu do mycia naczyń. Zdecydowanie, jest to gadżet, który warto polecić. Nie wpadłabym na to, by czegoś takiego szukać. Ale skoro już wiem, że istnieje – nie wyobrażam sobie używać Konga i go nie mieć! Mam nadzieję, że ktoś z Was dzięki nam również okryje to niepozorne cudo, bo to prawdziwy game changer.
Higiena psich akcesoriów
Na zakończenie podkreślę jeszcze, że dla mnie utrzymywanie w czystości akcesoriów Forysia jest szalenie ważne. Codziennie myję jego miski, nigdy nie napełniam ponownie zabawek na jedzenie, jeśli wcześniej nie wyszoruję ich dokładnie.
Uważam, że to ważne. Jakieś mikroskopijne pozostałości pożywienia mogą się przecież psuć, a w efekcie zaszkodzić naszemu czworonogowi. Foryś, kiedy je, mocno się potrafi uślinić. Ta ślina zostaje potem i na miskach i na zawkach na jedzenie. To też tworzy przecież idealne warunki do rozwoju bakterii.
Skoro sami nie jemy na brudnych naczyniach – pamiętajmy, by takie same standardy trzymać w przypadku naszych czworonożnych kompanów. W końcu to członkowie rodziny!
Wiedzieliście wcześniej o istnieniu szczoteczki Kong Brush? Koniecznie dajcie znać, jak czyścicie psie akcesoria – tu w komentarzach, na forysiowym Instagramie lub prywatnie. 🙂
[Wpis powstał na bazie współpracy reklamowej z Top for Dog – recenzja Kong Brush dla Amiplay]