Na spacerach z naszymi czworonogami najważniejszą rolę odgrywają nauka posłuszeństwa i znajomość takich komend jak „do mnie!”, „stój!” i „zostaw!”. Jednak czy zawsze możemy być absolutnie pewni, że to, co potrafi nasz pies zadziała? Futrzaści przyjaciele niestety, potrafią nas zaskoczyć dziwnym, nielogicznym z naszego punktu widzenia pomysłem. Mogą na niego wpaść kierowane insynktem, np. potrzebą pogoni (gdy wiewiórka lub sarna przetną im drogę). Możliwe też, że pokierowane emocjami, gdy czegoś się przestraszą – pobiegną przed siebie na oślep, nie zważając na nawoływania opiekuna. Psom, jak dzieciom – w 100% ufać nie można. Co w takim razie dodać do wyposażenia pupila, by jawił się nam jako jeszcze bardziej bezpieczny pies na spacerze?
Chip = bezpieczny pies?
Jestem zwolenniczką chipowania psów. To bezbolesny zabieg, który możemy wykonać u weterynarza. Wszczepia się pod skórę maleńki chip, który później, przy użyciu odpowiedniego urządzenia – pokaże indywidualny numer psiaka, za pomocą którego możliwa jest identyfikacja jego właściciela. Chip można sprawdzić u weterynarza lub w schronisku. Psy z hodowli wędrują już do nowych domów z małym szpiegiem pod skórą. Jednak jeśli nasz psiak pochodzi z innego miejsca – warto się upewnić, że został w tego szpiega wyposażony.
To jednak nie koniec zadania. Samo wszepienie chipu jest niewiele warte, jeśli zwierzak nie zostanie zarejestrowany w bazie. Jest ich kilka – my korzystamy z Safe Animal, która jest chyba najbardziej popularną. Niektórzy hodowcy rejestrują chip na siebie i wychodzą z założenia, że w razie czego – będą kontaktować się z właścicielem psa, bo zachowują do niego kontakt. Co nie oznacza, że nie możemy psa przerejestrować. A to chyba wygodniejsze, nie tworzy głuchego telefonu.
Z kolei czasem otrzymujemy zachipowanego psiaka, którego numer nie jest nigdzie zarejestrowany. To najgorsza sytuacja, bo najzwyczajniej w świecie – taki chip jest zupełnie bezużyteczny! Dlatego proszę Was, abyście już teraz sprawdzili, czy Wasze psiaki są zarejestrowane, a podane w bazie dane są aktualne! To bardzo ważne – inaczej nasz pies nie jest bezpieczny!
Gadżety, które zabezpieczą psa na spacerze
Chcąc dodać sobie +10 do poczucia spokoju na spacerze, jak pies z chipem jest już zarejestrowany w jednej z baz (lub kilku – bo czemu nie?) – możemy postawić na akcesoria, które w razie czego pomogą odnaleźć pupila. I być może skrócą czas jego powrotu do domu – bo osoba, która odnajdzie psiaka nie będzie musiała szukać weterynarza, który odczyta numer. Po prostu – skorzysta z Waszego numeru telefonu, przypiętego do obroży lub szelek. Adresówka to must have każdego psiego kawalera lub psiej damy.
Możemy też pójść o krok dalej i wyposażyć sierściucha w coś, co wyelimuje kolejny element w drodze do powrotu do domu, a mianowicie – osobę, która musi znaleźć i zabezpieczyć włóczęgę. Takim gadżetem jest GPS. Korzystamy z nich na co dzień, kiedy chcemy się gdzieś dostać – zarówno pieszo, jak i samochodem. Przesyłamy swoją lokalizację bliskim, którzy mogą estymować, kiedy do nich dotrzemy. Albo dotrzeć do nas w tłumie ludzi (przed pandemią). Lokalizatory towarzyszą nam na co dzień i zdecydowanie ułatwiają życie. Czemu by nie korzystać z nich także podczas bezpiecznych spacerów z psem?
O adresówce słów kilka
Maleńka przywieszka z naszymi danymi kontaktowymi lub nawet kodem QR do strony www w bazie Safe Animal nie będzie przeszkadzała naszym pupilom w załatwianiu wszystkich naglących, psich sprawach na spacerze. Może tylko ułatwić powrót uciekiniera do zrozpaczonych opiekunów i dać nam poczucie, że pies jest bezpieczny.
Na rynku dostępne jest całe mnóstwo takich przywieszek. Możemy postawić na zabawny dowód osobisty lub „breloczek”, który wręcz będzie pełnił rolę dodatkowej biżuterii psiaka. Wzorów i rozwiązań jest całe mnóstwo! Różne wielkości, kształty, kolory – czego tylko dusza zapragnie.
My postawiliśmy na najzwyklejszą przywieszkę z Allegro, o taką: KLIK! Jest z Forysiem od stycznia 2020 i ma się bardzo dobrze. Napis nie ściera się, a wielkość i lekkość są takie, że nasz Księciunio w ogóle nie odczuwa obecności adresatki. U nas napisy są po obu stronach. Na każdej jest imię psiaka. Na obu stronach umieściliśmy też nasze numery telefonów – na jednej mój, na drugiej Michała. Ale możecie tam napisać wszystko, czego dusza zapragnie! Naszym zdaniem jednak minimalizm jest ok, a numery telefonów w zupełności wystarczą.
Adresówkę warto przypiąć do elementu stroju psiaka, który najprawdopodobniej zostanie na nim, kiedy ten da nogę. Bo nic nam po niej, jeśli psiak wysunie się z szelek lub obroży – będzie ganiał po okolicy na golasa, a my zostaniemy ze smyczą, obrożą i adresówką. Peszek. Dlatego warto postawić na jakąś dodatkową, cienką obróżkę, do której nie będziemy przypinać smyczy.
A co, jeśli pies budzi respekt?
Adresówkę, bezsprzecznie, warto mieć. Ale co, jeśli nasz pies jest trochę większy, niż do kostek i choć ma anielskie usposobienie, to aparycja może budzić strach u ewentualnego znalazcy? W takim przypadku warto pomyśleć o rozwiązaniu, które pozwoli owemu znalazcy się z nami skontaktować, ale nie będzie wymagało podejścia blisko do psa lub dotknięcia go.
Tu z odsieczą przychodzą obroże i szelki z możliwością wykonania na nich na przykład haftu. Działają jak adresówka, ale pozwalają ograniczyć kontakt. Czyli taki ktoś może dostrzec numer z odległości i zadzwonić do nas, wskazując miejsce, gdzie futrzak jest/był widziany. A my, w te pędy, lecimy tam i szukamy. Mamy trop!
Choć Foryś to oaza spokoju i przylepa, waży już teraz około 35 kg (a jest szczuplaczkiem). My wiemy, że to przyjaciel wszystkich przyjaciół i ani mu się śni nawet warknąć na człowieka. Ale nie każdy musi to wiedzieć. Dlatego Foryś wśród swoich obroży ma również taką z kontrastowym haftem. Na czarnym materiale wyszyty został szarymi nićmi mój numer telefonu. Zamawiałam na szybko, dziś dodałabym jeszcze imię zwierzaka i numer Michała. 😉 Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Na pewno jeszcze taką zamówię. Nasza jest z DogSpeed – bardzo polecam. Jakość wykonania jest świetna, a obsługa klienta perfekcyjna. Czułam się bardzo zaopiekowana podczas realizacji zamówienia.
Bezpieczny pies bez osób trzecich
A gdyby tak zupełnie pominąć potrzebę korzystania z pomocy osób trzecich w odnalezieniu naszej zguby? To możliwe, jeśli przypniemy do niej lokalizator GPS, pozwalający na własnym smartfonie sprawdzić, gdzie panna lub kawaler się wybrali.
Takich lokalizatorów jest całe mnóstwo! Kupując ogara wiedziałam, że to będzie gadżet, który na pewno znajdzie się w naszym posiadaniu (ogary miewają swoje pomysły na eksplorację terenu i choć doskonale wiedzą, że je wołamy i są w pełni świadome, czego od nich oczekujemy – czasem mogą wybrać własną ścieżkę. W przeciwnym do naszego kierunku, rzecz jasna!).
Poszukiwanie idealnego urządzenia nie było proste. Właśnie choćby na mnogość rozwiązań, a każde z zaletami i wadami. Albo ceną z kosmosu. Jak już cena była akceptowalna – okazywało się, że urządzenie działa trochę jak walkie-talkie. Ja mam jego część, druga jest przy psie i się łaczą. Jak pies się oddali np. 4 km to kaplica, nie działa. A umówmy się – dla psa 4 km to bułka z masłem. Nawet małego! Albo lokalizacja odświeżała się co 15 sekund. Na litość, 15 sekund w przypadku poruszającego się psa to wieczność! Można byłoby się bawić w niezłą ciuciubabkę: idę w kierunku psa, lokalizacja po 15 sekundach się odświeża, a on jest już zupełnie gdzie indziej. W sumie dobry sposób, żeby się trochę poruszać i spalić kalorie. Jednak ja podziękuję za takie rozrywki.
Potem kolejna rzecz – wiele z GPS-ów działa, jeśli mamy abonament. Ja niespecjalnie chciałam mieć abonament. Myślałam o własnej karcie SIM na przykład. Ale takie rozwiązania to był zupełny niewypał (wspomniane odświeżanie po wieczności albo… brak wodoorporności).
Finalnie znalazłam GPS idealny dla moich potrzeb. Bez rujnowania portfela, z odświeżaniem co 2 sekundy w trybie LIVE, wodoodpornością (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Księciunio moczy łapy maksymalnie do „kolan”), z zasięgiem globalnym (jeśli GPS jest włączony, mogę widzieć, gdzie się znajduje będąc nawet w innym mieście). Stosujemy Tractive i z czystym sumieniem go polecamy (mamy już na „koncie” trzech użytkowników, którym poleciliśmy ten sprzęt – wszyscy zadowoleni!). Aha, żeby było jasne – to nie jest materiał sponsorowany. 😀 Więcej o tym urządzeniu na pewno napiszę w przyszłości, z większymi szczegółami. Kto wie, może pójdzie na pierwszy ogień w recenzjach, które planuję? 😉
Jeśli chodzi o GPS – moim zdaniem pozwala on na większy spokój. Tak ogólnie. Dobrze wpływa na moje emocje. Nie krzyczę do psa wściekła „chodź tu, wracaj, chorero jedna przebrzydła!”, czym bym go tylko od siebie odpędzała. Gdy znika z oczu – mogę sprawdzić, gdzie pobiegł.
Bezpieczny pies po zmierzchu
Dodatkowo, bezpieczny pies to widoczny pies. 😉 Warto wyposażyć czworonoga w lampkę, która po zmroku pozwoli dojrzeć go z daleka. Czarne, czy tak jak ogary – czaprakowe psy po zachodzie słońca potrafią zupełnie rozpłynąć się w powietrzu… 😉 My postawiliśmy na taką, którą nie oślepia Forysia, przyczepiamy ją do szelek.
…ale gadżety to nie wszystko!
Wszystkie wymienione gadżety pomogą w odnalezieniu naszego pupila, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mamy gorącą nadzieję, że nigdy Wam i nam się nie przydadzą, będą wisieć na psiakach tylko na zasadach „ubezpieczenia”.
Pamiętajmy, że nie sprawią one, że zwierzak nie wpadnie na ulicę. Albo nie wda się w bójkę z innym przedstawicielem swojego gatunku. To nie są rzeczy, które zwolnią nas z odpowiedzialności za zachowanie psa. Nigdy nie mogą być alternatywą do treningu i uczenia się najważniejszych komend. Najbardziej bezpieczny pies to dobrze wychowany pies!
A jakie Wy stosujecie dodatkowe zabezpieczenia? Dajcie znać w komentarzu lub mailowo! 🙂 A jeśli znaleźliście w tym wpisie coś wartościowego – polećcie go choć jednej osobie. 😉